Wspanialy wieczor za mna. Najpierw bylismy na hiszpanskich nieszporach. A potem rozmowy przy zupie 5 facetow. Fakt faktem ze dla wiekszosci moglbym byc wnuczkiem, ale tutaj to nie ma znaczenia...Troche polityki, troche turystyki, do tego bardzo sympatyczni cystersi. Wszystko to sprawia jakbysmy znali sie od lat, mimo ze roznica siega 40 lat. Nazajutrz okazuje sie ze Roland i Valdes maja takie same plany jak ja, czyli dojsc do miejscowosci Morga, dalej niz kaze przewodnik, bo czesc schronisk jest w maju nieczynna i trzeba troche inaczej planowac. Droga juz drugi dzien jest bardzo blotnista i czesto czuje sie jakbym zdobywal dzungle amazonska. Do tego pogoda tradycyjnie zmienia sie co 30 minut. Pada, a potem wychodzi slonce i tak w kolko. Ide z Valdesem, ale Roland jest niedaleko za nami...
No i stalo sie. O jedna strzalke za malo i poszlismy za w zla strone. Teraz musimy obejsc gore wokol i nadorbic 5 km. Smiejemy sie ze Roland podobnie jak wczoraj bedzie mowil ze byl bardzo zdziwiony ze nas nie ma. Ale tak juz jest ze niemieckie przewodniki sa najlepsze i najciezsze... W koncu dochodzimy do Gerniki. Dla wiekszosci to koniec na dzis, ale przed nami kolejne 10 km. Teraz najtrudniejsze. Trafic do schroniska o ktorym nawet nie wszyscy miejscowi wiedza. Bardzo mozolna wspinaczka i co 30 min mowia Ci ze jeszcze tylko 2 km. W koncu jednak udaje sie. Dotarlismy. Co ciekawe, nikogo nie ma. To niemozliwe zeby Roland nie doszedl. Nie wiadomo czy poszedl dalej czy tez zbladzil w Gernice. Zobaczymy... Jestesmy w pieknej dziczy. Jutro Bilbao. Pogoda sprzyja od poludnia. Ale rano pewnie tradycyjnie bedzie padalo. Valdes opowiadal ze spotkal w Orio pania ktora ma 72 lata. Pierwszy raz byla na camino 2 lata temu. Nie spieszy sie. Mowi ze w koncu moze odpoczac od garow, co sprawia jej wielka przyjemnosc...
p.s. jeszcze jedno. Przedziwne. Codziennie snia mi sie narozniejsze osoby. Niektorych nie widzialem lata. To bardzo dziwne. Kazdego dnia 2 lub 3. Uznalem ze to jest znak by szczegolnie o nich pamietac tego dnia...
Mysl na dzis: Na Camino nie da sie przygotowac. Mozesz trenowac miesiacami i skrecic noge pierwszego dnia. Potrzeba pokory i zgody na to ze moze sie nie udac... jak w zyciu...
poniedziałek, 17 maja 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Gorąco pozdrawiam Cię Szymonie. U nas leje prawie non stop.Mam nadzieję,że na twojej trasie będzie świeciło słońce.TM
OdpowiedzUsuńciekawe czy ja też Ci się śniłam/przyśnię? ;)
OdpowiedzUsuńnawet jeśli nie, i tak proszę o modlitwę ;)
OdpowiedzUsuńFlp 4, 13
OdpowiedzUsuńBuen Camino!
Nie przeszkadzał Ci hiszpański w nieszporach? Chyba że go znasz, a ja nie wiem... ;) Bo tak to można tylko posłuchać, co i czasem jest miłe i kojące, dla odpoczynku. :)
OdpowiedzUsuńDroga na pewno nie jest łatwa, ale warta wysiłku. :) I bardzo mądra myśl! :)
polityka?? A jaki oni mają stosunek do obecnej i dawnej sytuacji w Hiszpanii ??
OdpowiedzUsuńTy też mi się śnisz co noc :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam , zazdroszczę i modlę się żeby Ci się udało.Buziaki :) od wszystkich
Jak w życiu... bo to nadal JEST życie :) Jak można porównać życie do życia?
OdpowiedzUsuńrzeczywiscie raczej sluchalem :)
OdpowiedzUsuńNie wiem Igor, o tym nie rozmawialismy
Pawel, to jest zycie. Tylko mam takie wrazenie, ze Camino jest jakby zyciem w pigulce. I dlatego porownuje, zeby samego siebie w tym utwierdzic...