piątek, 14 maja 2010

Dzien 2 - San Sebastian - Zumaia, czyli nie ma teg zlego...

Postanowilem ostatecznie obrac droge srodka i zrobic 1,5 dnia. Wychodzi ok 36 km. w Zumaia. Oczywiscie znow zaczelo sie od deszczu. Ale tym razem szybko przeszlo. Minalem sie z Holendrem, ktory zamierzal dojsc do Zarrautz, czyli 10 km blizej. Pozgenalismy sie wiec po polsku i uslyszalem "do widzenia Simon" :)
Z kazda minuta pogoda sie poprawiala. Droga tym razem w wiekszosci wiodla przez miasta, takze widokow bylo mniej niz ostatnio. Dosyc szybko pozostwilem reszte w tyle, tylko na horyzncie pozostal jeszcze mlody Hiszpan. Wiedzialem ze musze dzis zrobic ponad 10 km wiecej niz reszta. Najgorsze sa duze spadki terenu. Latwiej byloby zbiegac ale jest za slizgo. Po kilku takich manewrach rozbolala mnie noga. Na szczescie meta sie zblizala. Zumaia to bardzo ladne portowe miasto i przyjemnie sie po nim chodzlilo. Ucieszyl mnie takze czas, bylo dopiero kilkja minut po 17. Niestety zawsze musi byc jakies ale... tym razem po prostu refugio bylo zamkniete. Jedyna pociecha to taka, ze najblizsze jedynie za 2 kilometry. Nie zastanawiajac sie dlugo ruszylem z kopyta. I rzeczywiscie bylo. Santa Klara - prywatne, drogie, sredni sympatyczne, ale w takich wypadkach nie bylo wyboru. Okazalo sie ze nie jestem tam sam. Reszte stanowili Ci, ktorzy wyszli dzien za mna ale nie mieli za duzo sily i zostali w polowie drogi. W pokoju bylem z dwiema Szewdkami, na oko jakies 55 lat i Koreanka, ktora jak sie pozniej okazalo jest o wiele starsza niz wyglada. Wielkim plusem bylo ze nareszcie zapanowal angielski i to taki w pelni dla mnie zrozumialy. Moze oprocz Jin(Koreanki), ktora niewiele kumala. Ale Szwedki przesympatyczne, bardzo zabawne. W zasadzie nie planuja dluzej tu byc. Z Zumaia maja jechac do Bilbao i Santander, zwiedzac i wrocic do domu. I tak planuja co jakis czas wracac. Poki co zrobily jakies 40 km w 4 dni, wiec byly w szok, ze ja pokmonalem ten dystans w jeden dzien. Eve i Lille, bo tak maja na imie powiedzialy mi rowniez ze w poprzednim refugio byly z Polka, z mojego miasta i ze podejrzewaja ze ona tez nocuje w Zumaia bo miala straszne problemy z nogami. Tego jednak dzis sie nie dowiedzialem, a wieczor uplynal w bardzo milej atmosferze, mimo, ze jak to powiedziala Eve, bylo to najduniejsze refugio chyba w caelj polnocnej Hiszpanii... :)
A przede mna kolejny dylemat, isc jutro tylko 13 km, czy moze 45... Tak zle i tak nie dobrze...
Mysl na dzis - Samotny etap wiec duzo mysli. Ale szczegolnie, ze czlowiek definiuje siebie i swoje cele poprzez niepewnosc. Musi byc zawsze pewna doza braku wiedzy, walki miedzy tym co moje, a tym co Boze. Cale zycie uczymy sie rozpoznawac, ktore jest ktore...

5 komentarzy:

  1. O Bogu dzięki ,jest notka! bo już nam adrenalina poszła w górę , że pewnie Simon pomylił drogę i nocuje pod chmurką :)

    OdpowiedzUsuń
  2. genialne myśli... tak genialne, że muszę je sam przemyśleć... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie jest tylko kwestia braku wiedzy. Osiągamy taką wiedzę jaką możemy. Więcej Bóg pozostawia tylko naszej wierze. Albo wierzysz Bogu albo łudzisz się, że możesz posiąść to wiedzą.
    Buen Camino!

    OdpowiedzUsuń
  4. To widzę, że pokoje są mieszane... ;)
    Wiesz, ta dziewczyna z Łodzi (teraz już wiemy, że to ona, a nie on), to brzmi jak romantyczna historia... Czy się spotkają...? ;) A tak poważnie, to na pewno miło spotkać kogoś ze swoich stron. Ciekawe, ile ma lat? ;)
    No tak, człowiek nie może być pewny... Chyba tylko tego, że jest Bóg. A w to wierzy.
    Obyśmy umieli rozpoznać, co Boże i pełnić Jego wolę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie stawial bym takiej przepascie miedzy wiedza a wiara, Vesna.
    Co innego wiara, ktora jest czyms innym niz brak wiedzy...
    A co innego brak wiedzy, o ktorym pisalem :)

    OdpowiedzUsuń