czwartek, 10 czerwca 2010

Dzien 29, Arzua - Monte de Gozo, czyli w strugach deszczu...

Tak sie zlozylo, ze zaczynam i koncze w deszczu. Ale to tylko 4 dni na caly miesiac. A wczoraj niesamowita historia. Jestem na wieczornej mszy i na koniec blogoslawienstwo pielgrzymow. Na srodek wychodzi ok 20 osob i kazdy mowi z jakiego jest kraju. Nagle slysze Polonia... I tak poznaje Pawla. Niesamowite, bo przeciez gdyby nie Eucharystia, mimo ze bylismy w jednym albergue, nigdy bysmy sie nie poznali. Takze ostatni pelny etap idziemy razem. Rozmowy, ktorych na camino sie nie spodziewalem... naprawde pieknie. Potem spotykamy Mako, Japonke, i tak w strumieniach deszczu idziemy razem. Uczymy sie nawzajem naszych jezykow. Ciekawe :)
Na koniec polskie albergue. Prawie pod samym Camino. Jak milo bo po polsku...
Jutro tylko 4 km... az wierzyc sie nie chce...
Mysl na dzis - Lepsza gorsza ale decyzja. Lepsze to niz plynac z pradem jak zdechle ryby...
Dzis takze moge w koncu isc do spowiedzi, bo jest tu polski ksiadz. Teraz jestem gotowy na dzien jutrzejszy...

1 komentarz:

  1. Jak widać Eucharystia otwiera na ludzi i daje nowe możliwości! :) To miło, że na koniec swojej wędrówki poznałeś swojego rodaka. ;)
    I ta Japonka Mako... :) Może to była czarodziejka z Jowisza - nie spytałeś? :D

    OdpowiedzUsuń