wtorek, 8 czerwca 2010

Dzien 26, Vilalba - Miraz

Dlugi ale spokojny odcinek. W przeciwienstwie do jutra kiedy czekaja mnie duze roznice terenu ale tylko 25 km. Pogoda tradycyjnie juz bardzo dobra. Pod koniec dnia widze, ze zostalo jeszcze 85 km. Jutro 24, pojutrze 22 i potem jeszcze 35, tak by ostatniego dnia przejsc 4 ostatnie kilometry i spedzic ostatni dzien w Santiago. Dzis jestem w bardzo sympatycznym albergue prowadzonym przez brytyjskie stowarzyszenie Camino Santiago. Poza tym wieczor spedzam z towarzystwem hiszpanskim i poznaje przepis na tortille natrodowa, ktora w niczym nie przypomina takiej zwyklej.
A mysl dzis taka. Jak kochamy etykiety. Jak trudno zmienic o kims sad, przyznac sie do bledu albo po prostu docenic przemiane...

2 komentarze:

  1. To chyba nawet nie do końca chodzi o przyznanie się do błędu , czasami po prostu trudno uwierzyć w przemianę kiedy wydarzyło się tyle zła...
    Spraw Panie abyśmy szczerze miłowali naszych nieprzyjaciół. Przybądź mi z pomocą w moim utrapieniu. Uzdrów me poczucie doznanej krzywdy i wejrzyj miłościwie na tych, którzy mnie zranili. Spraw, abym zgodnie z Twoim przykazaniem umiał za zło płacić dobrem i spotkanym bliźnim zawsze pomagał dźwigać ich ciężary...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak dokładnie jest jak piszesz z tymi etykietami. Stawiamy na kimś krzyżyk i mamy ustalone zdanie. A gdy się pomylimy w osądzie, co zresztą potrafi się często zdarzać, to pozostaje tylko wstyd. Przynajmniej ja się wtedy wstydzę :)

    OdpowiedzUsuń