wtorek, 22 czerwca 2010

Na koniec

Bagaż

- im mniej tym lepiej
- ja miałem ok. 9 kilo
- cieszę się, że nie wziąłem karimaty, bo nigdy nie była potrzebna
- t-shirt i spodnie – 2 sztuki
- bielizna – 3 pary, bo czasem jest wilgotno i z dnia na dzień nie wyschnie
- jedna ciepła bluza
- kurtka przeciwdeszczowa
- nie brałem map i dobrze, bo jednak papier swoje waży 
- latarki użyłem tylko raz jak doszedłem do schroniska koło północy. Ale jeśli się nie zgubicie nie będzie potrzebna.
- na pewno potrzebne są plastry, coś do dezynfekcji itp. – w pewnym momencie drogi
- każdemu coś dolega
- krem do opalania koniecznie
- sztućce mogą się przydać, natomiast miski i inne naczynia prawie zawsze są w schroniskach
- miałem buty trekkingowe a drugie do chodzenie po schronisku i po mieście – w zasadzie przy tak wspaniałej pogodzie przeszedłbym w sandałach, ale tego się nie przewidzi, a kiedy pada wysokie buty są nieocenione.

Dzień 1 Irun – San Sebastian
odległość – ok. 25 km
albergue:
- Irun – z dworca kolejowego jakieś 500 metrów główną drogą przed siebie, mijamy kościół pasjonistów, jeszcze jakieś dwie przecznice i skręcamy w lewo. Po drodze dla pewności pytać ludzi. W przypadku nieznajomości języka zbawienne będzie: „Albergue peregrinos?” Koszt jest donativo, czyli tyle ile uważasz. W ramach tego dostajesz paszport pielgrzyma, muszlę i rano śniadanie. Przemiła hospitalera.
- San Sebastian – zawsze jest tak, że im większe miasto tym większe ceny. Dlatego, że tam przeważnie nie ma schronisk dla pielgrzymów, a jedynie ogólne, młodzieżowe. Są tu dwa schroniska, położone na dwóch końcach miasta.
Jedno przy samym wejściu. I tu uwaga. Jeśli nie rezerwowaliście, nawet nie próbujcie tam iść, stracicie tylko siły, bo jest porządnie pod górkę. Nawet jeśli będzie puste, nie przyjmą Was i powiedzą że nie ma miejsc. W taki sposób odmówili miejsca jednego dnia 15 osobom, a Roland, który rezerwował nocleg w domu – spał tam sam!! (Chodzi o schronisko Ulia Mendli).
Następne po przejściu całego San Sebastian schronisko „La Sirena”. Koszt 17 euro, w tym śniadanie. Na miejscu Internet. Ogólnie całkiem niezłe, choć mnóstwo młodych turystów, bo to schronisko młodzieżowe.

Dzień 2 San Sebastian – Zumaya
odległość – ok. 34 km
albergue:
- Zumaia – w przewodniku jest opisane albergue w centrum miasta w dawnym klasztorze. Niestety w połowie maja zamknięte na cztery spusty i nikt nic nie wie. Pozostaje iść jakieś 1,5 km za miastem.
Tam znajduje się prywatne refugio „Santa Klara” – 20 euro ze śniadaniem, zdecydowanie nie polecam. Najdroższy nocleg na całym Camino, a warunki fatalne. Lepiej zatrzymać się 10 km wcześniej w Zarrautz.

Dzień 3 Zumaya – Deva
odległość – ok. 13 km
albergue:
- Deva – miasto 3 piętrowe, posiada windy. Należy zjechać na sam dół, do biura informacji turystycznej. Tam pobieramy klucz, płacimy 5euro i następnie wjeżdżamy na najwyższe piętro. Albergue w dawnej szkole. Warunki typowo szkolne, ale dzięki temu mieści się mnóstwo osób, w przeciwieństwie do starego refugio.

Dzień 4 Deva – Cenaruzo
odległość – ok. 33 km
albergue:
- Marquina – ok. 7 km przed metą. Nie byłem tam, jest otwarte od 16 maja, a nie od czerwca jak podaje przewodnik.
- Cenaruzo – Są dwa schroniska. Jedno dla mnie najbardziej klimatyczne na Camino, szczególnie jak zbierze się ekipa fajna. Dla 8 osób w klasztorze cystersów. Za donativo nocleg i wieczorna zupa. Przesympatyczny ojciec Don Gregorio, koniecznie kupcie do zupy wino ich własnego wyroby. Jedno z lepszych.
- Dla tych, którym skromne warunki nie pasuję jest prywatne albergue za 16 euro.


Dzień 5 Cenaruzo – Meakaur
odległość – ok. 32 km
albergue:
- Gernika – nie byłem, ale z racji na trudności z trafieniem do Meakaur (ok. 10 km za Gerniką) może lepiej zatrzymać się tutaj. Znajomi nie narzekali.
- Meakaur – kolejne z prywatnych i drogich, choć tym razem przynajmniej bardzo schludnie. Koszt 15 euro, ze śniadaniem i kolacją 27 euro.

Dzień 6 Meakaur – Bilbao
odległość – ok. 30 km
albergue:
- Bilbao – typowe młodzieżowe schronisko. Pokoje dla pielgrzymów na 7 piętrze. Koszt to 17 euro ze śniadaniem. Internet na miejscu. Dobrze wyposażone i całkiem w porządku.

Dzień 7 Bilbao – Muskiz
odległość – ok. 34 km – uwaga po wyjściu z Bilbao! Roboty drogowe powodują, że można pójść w stronę Burgos, bo tam też żółte strzałki prowadzą. Kiedy osiągniecie górę za Bilbao, zobaczycie w dole jakąś starą fabrykę, wypalają tam smołę, czy coś takiego. Najlepiej iść drogą asfaltową wzdłuż tej fabryki. Tak dotrzecie do Baracaldo.
albergue:
- Muskiz/Pobena – sympatycznie, choć skromnie. Nocleg i śniadanie za donativo.

Dzień 8 Muskiz – Castro Urdiales
odległość – ok. 24 km
albergue:
- Castro Urdiales – otwarte od 16. Cena 5euro. Bez zastrzeżeń. Bardzo sympatyczne miasteczko.



Dzień 9 Castro Urdiales – Santona
odległość – ok. 40 km (do Laredo jest 36 km i stamtąd teoretycznie łódką do Santony, ale trzeba przejść 4 km plażą, stąd liczba 40)
albergue:
- Santona – mała wioska w porównaniu do kurortu Laredo położonego po drugiej stronie. Stąd schronisko młodzieżowe sporo tańsze niż inne tego typu. Ok. 8 euro za nocleg ze śniadaniem.

Dzień 10 Santona – Guemes
odległość – ok. 26 km
albergue:
- Guemes – super atmosfera. Witają Cię pytaniem czego chcesz się napić. Wieczorem porządna kolacja dla wszystkich. I to wszystko za donativo.

Dzień 11 Guemes – Santander
odległość – ok. 15 km
albergue:
- Santander – wielkie miasto i albergue dla pielgrzymów za 6 euro. Atmosfera niezbyt fajna, ale nie ma innej alternatywy.

Dzień 12 Santander – Santillana del Mar
odległość – ok. 35 km
albergue:
- Santillana del Mar – albergue za 6 euro. Piękne miasto, warto się tu zatrzymać, mimo, że im bliżej weekendu to zaczyna się zatrzęsienie turystów.

Dzień 13 Santillana del Mar – Serdio
odległość – ok. 40 km
albergue:
- jeśli komuś za daleko po drodze jest Comillas (19 km wcześniej) i San Vincente de la Barquera (7 km wcześniej).
- Serdio – mała dziura, taka jak lubię. Jedyne albergue na trasie, które miało specjalną salę dla chrapiących… Nieocenione  Koszt 5 euro.

Dzień 14 Serdio – Poo
odległość – ok. 38 km
albergue:
- Poo – kolejna mała dziura. Wcześniej jest Llanos (2 km) lub Colombres (20 km). W Poo, gdzie jest prywatne albergue bardzo dobra cena dla pielgrzymów – 7,5 euro. Poziom bardzo dobry.

Dzień 15 Poo – San Esteben
odległość – ok. 30 km
albergue:
- San Esteben – w pobliżu klasztoru. Dosyć skromne. 5 euro.





Dzień 16 San Esteben – Villaviciosa
odległość – ok. 34 km
hotel:
- Villavicosa – nie ma albergue. Dla chcących zaoszczędzić 6 km wcześniej jest Sebrayo. Ale jeśli już tu jesteś nie idź do hostalu polecanego jako najtańszy. 200 metrów dalej hotel Carlom ma takie same ceny, a lepszy komfort. 15 euro za dwójkę ze śniadaniem. Jedynka 20 euro. Miasto bardzo sympatyczne.

Dzień 17 Villaviciosa – Gijon
odległość – ok. 24 km
albergue:
- Gijon – albergue młodzieżowe, 15 euro dla pielgrzymów.

Dzień 18 Gijon – Aviles
odległość – ok. 22 km
albergue:
- Aviles – dla pielgrzymów – 5 euro.

Dzień 19 Aviles – Soto de Luina
odległość – ok. 36 km
albergue:
- Soto de Luina – 5euro, sympatyczna atmosfera. Hospitalero opowiada wszystkim o różnych możliwościach przejścia jutrzejszego odcinka.

Dzień 20 Soto de Luina – Cadavedo
odległość – 23 km
albergue: 5euro – bardzo sympatycznie i kameralnie. Polecam jak nigdzie indziej menu del dia w barze. Tyle, że nie tym naprzeciwko schroniska ale na drugim końcu miejscowości. Jedyne miejsce gdzie w skład menu dnia wchodziły 4 dania!! i to wszystko za 8 euro.

Dzień 21 Cadavedo – Pinera
odległość – 30 km
albergue: 6 euro – wszystko w porządku, tyle, że przy drodze szybkiego ruchu. Co wrażliwsi nie mogli spać pół nocy.

Dzień 22 Pinera – Tapia
odległość – 26 km
albergue: gratis, nie przyjmują pieniędzy od pielgrzymów. Jedno z piękniej położonych, nad samiutką skarpą – pięknie!

Dzień 23 Tapia – Gondan
odległość – 35 km
albergue: gratis. Warunki do spania i w kuchni bardzo dobrze. Tylko łazienka nieco polowa, ale i tak bardzo miło.

Dzień 24 Gondan – Gontan
odległość – 36 km
albergue: 6 euro. Bardzo dobrze wyposażone. Sklep oddalony 1 km od schroniska.


Dzień 25 Gontan – Vilalba
odległość – 20 km
albergue: 6 euro. Przypomina z daleko czarny bunkier. Trochę źle pomyślany rozkład kuchni i łazienek, bo trzeba się nabiegać, ale ogólnie ok.

Dzień 26 Vilalba – Miraz
odległość – 36 km
albergue: donativo. Świetna atmosfera, podobna do Guemes. Hospitalera zabiera chętnych na zwiedzanie okolicy. Bardzo troskliwi i opiekuńczy. Wszystko za donativo.


Dzień 27 Miraz – Sobrado Dos Mores
odległość – ok. 26 km
albergue: 5euro. W klasztorze cystersów. Mocno zaniedbany budynek, ale bardzo klimatycznie. Ojciec zabiera paszporty i sprawdza czy nie podrobione 


Dzień 28 Sobrado – Arzua
odległość – ok. 22 km
albergue: 5 euro. Jeśli chcecie spać w municypalnym schronisku (państwowym) musicie być na miejscu ok. 11 – 11.30 (schronisko otwierane jest o 13). Niestety tu jest połączenie z drogą francuską i widać to bardzo. Tam pielgrzymują tłumy!!

Dzień 29 Arzua – Monte de Gozo
odległość – ok. 36 km
albergue: oficjalne za 5 euro dla kilkuset osób, także dla wszystkich starczy miejsca. Drugie jest w Europejskim Centrum Pielgrzymowania prowadzone przez polaka – o. Romana – bardzo polecam. To taka polska wyspa na tej drodze 

Dzień 30 Santiago de Compostella
polecam nocować w centrum pielgrzymowania na Monte de Gozo. To jest 45 minut od katedry w Santiago. Płaci się donativo i można być ile się chce.

Mnie całość kosztowała ok. 2500 zł. Jak na miesiąc uważam, że to naprawdę mało. W wakacje można spokojnie zbić z tej ceny nawet do 100 euro, bo wiele tanich schronisk jest otwartych tylko w wakacje. Poza tym jedzenie. Można spokojnie tylko gotować samemu i kupować w marketach (jedzenie jest moim zdaniem tanie). Wtedy ja spokojnie mieściłem się dziennie w ok. 6-7 euro. Ale jednak uważam, że jeśli tylko masz jakieś oszczędności warto zjeść od czasu do czasu kolację w barze/restauracji. Taka 3-daniowa kolacja (2 dania i deser, oraz chleb i win/woda) to koszt najczęściej 8, czasem 10 euro. To chyba tyle.

Pozdrawiam
Gdyby pojawiły się jeszcze jakieś pytania postaram się odpowiedzieć mailowo
spb.myszon@wp.pl

Buen Camino!!

czwartek, 10 czerwca 2010

Dzien 30, Santiago de Compostella

Slowa staja sie zbedne... dziekuje Bogu za wszystko...


p.s. dziekuje i Wam za wspolna podroz. Jutro juz bede w domu. W najblizszym czasie pouzupelniam troche braki i dodam na koniec notke o poszczegolnych etapach, schroniskach i ich cenach. Mysle, ze moze byc to pomocne tym, ktorzy w przyszlosci takze wyrusza na swoje Camino.
Wedrowanie dobieglo konca... ciesze sie, ze mi towarzyszyliscie...
Do zobaczenia i Buen Camino, bo przeciez zycie jest droga...

Dzien 29, Arzua - Monte de Gozo, czyli w strugach deszczu...

Tak sie zlozylo, ze zaczynam i koncze w deszczu. Ale to tylko 4 dni na caly miesiac. A wczoraj niesamowita historia. Jestem na wieczornej mszy i na koniec blogoslawienstwo pielgrzymow. Na srodek wychodzi ok 20 osob i kazdy mowi z jakiego jest kraju. Nagle slysze Polonia... I tak poznaje Pawla. Niesamowite, bo przeciez gdyby nie Eucharystia, mimo ze bylismy w jednym albergue, nigdy bysmy sie nie poznali. Takze ostatni pelny etap idziemy razem. Rozmowy, ktorych na camino sie nie spodziewalem... naprawde pieknie. Potem spotykamy Mako, Japonke, i tak w strumieniach deszczu idziemy razem. Uczymy sie nawzajem naszych jezykow. Ciekawe :)
Na koniec polskie albergue. Prawie pod samym Camino. Jak milo bo po polsku...
Jutro tylko 4 km... az wierzyc sie nie chce...
Mysl na dzis - Lepsza gorsza ale decyzja. Lepsze to niz plynac z pradem jak zdechle ryby...
Dzis takze moge w koncu isc do spowiedzi, bo jest tu polski ksiadz. Teraz jestem gotowy na dzien jutrzejszy...

wtorek, 8 czerwca 2010

Dzien 28, Sobrado - Arzua, czyli szal cial

Dzis etap polaczenia z droga francuska. Droga niedluga. Jestem na miejscu przed 12. Ponad godzina do otwarcia schroniska, a tu szok. Przede mna juz 20 osob w kolejce czeka. No tak, to o czym slyszalem, zobaczylem na wlasne oczy. Poznaje Czecha, Jozefa. Opowiada mi ze na ich trasie pierwsi wychodza ok 5 i trzeba czekac pod schroniskiem ze miec miejsce. U nas natomiast pierwsi wychodza o 7 i nigdy nie bylo tak, zeby dla kogos zabraklo miejsca. Widze jednak, ze na frances jest wiecej akcentow katolickich. Ale ja ciesze sie dzis jeszcze bardziej ze poszedlem polnocna trasa, spokojna i piekna, choc mniej koscielna...
Decyzje, ktore podejmujemy w zyciu, czasem podejmowane sa jakby po omacku. Tzn wydaje nam sie, ze sa jakies ku temu przeslanki, a tymczasem pozniejsze losy pokazuja ze tak jakby racjonalnie trudno jest dobrze wybrac... chaotycznie, wiem o tym :)

Dzien 27, Miraz - Sobrado, za koscielnym murem

Dzis nocleg w duzym opactwie cysterskim. Troche zniszczonym, troche zaniedbanym, ale klimatycznym. Troche chlodniej w koncu. Prawdopodobnie jutro zacznie sie deszczowo robic. Ale to dobrze. Juz sie stesknilem za taka pogoda. A dzis spokojny, senny dzien. Bylo sporo gor i dolkow. Ale piekne widoki.
W ludziach na pewno przede wszystkim jest piekne dobro, ale skad sie bierze nieprzejednana nienawisc...?

Dzien 26, Vilalba - Miraz

Dlugi ale spokojny odcinek. W przeciwienstwie do jutra kiedy czekaja mnie duze roznice terenu ale tylko 25 km. Pogoda tradycyjnie juz bardzo dobra. Pod koniec dnia widze, ze zostalo jeszcze 85 km. Jutro 24, pojutrze 22 i potem jeszcze 35, tak by ostatniego dnia przejsc 4 ostatnie kilometry i spedzic ostatni dzien w Santiago. Dzis jestem w bardzo sympatycznym albergue prowadzonym przez brytyjskie stowarzyszenie Camino Santiago. Poza tym wieczor spedzam z towarzystwem hiszpanskim i poznaje przepis na tortille natrodowa, ktora w niczym nie przypomina takiej zwyklej.
A mysl dzis taka. Jak kochamy etykiety. Jak trudno zmienic o kims sad, przyznac sie do bledu albo po prostu docenic przemiane...

sobota, 5 czerwca 2010

Dzien 25, Gondan - Vilalba, czyli moi przyjaciele...

Wstaje dzis stosunkowo wczesnie mimo ze etpa krotki. Mam ochote na poludnie byc juz na miejscu i zebrac sily przed kolejnym, bardziej obciazajacym etapem. Idzie mi sie juz naprawde bardzo dobrze. Nogi same niosa. Mam nadzieje, ze tak mnie poniosa juz do konca. Przed 12 jestem w schronisku, ktore z zwenatrz wyglada jak bunkier, ale wewnatrz jest sympatycznie. Stosunkowo szybko sie zapelnia, ale nie rozpoznaje juz tych ludzi. Chyba ide zbyt nieregularnie i wiekszosc tych, ktorych zdaze poznac nocuje gdzie indziej. Ale nie przeszkadza mi to. Mialem camino towarzyskie, mam samotne... i tak jest dobrze...
Ktos napisal w komentarzu o bliskich, przyjaciolach, ktorzy ida razem ze mna i wspieraja. Bardzo to odczwam i doceniam. Juz wiele razy powtarzalem ze mam w zyciu niesamowite szczescie bo wokol mnie sa tylko dobrzy ludzie. A z drugiej strony mysl moja jest wlasnie zwiazana z relacjami.
To kim jestesmy zawdzieczamy tym wokol ktorych sie otaczamy. I w druga strone. Oni zawdzieczaja to nam. Sa w innych ludziach cechy, ktore nas pociagaja, czyny, ktore pragniemy nasladowac, mysli z ktorymi sie zgadzamy. Ale i rowniez w nas sa wartosci, ktore czerpia inni. Wspaniala symbioza. Pieknie to Pan Bog wymyslil...
To wszystko sprawia, ze dzis w drodze chcialem objac jak najwiecej ludzi, ktorzy towarzysza mi w zyciu... :)

Dzien 24, Gontan - Gondan, czyli zyj szybko umieraj mlodo

Mimo, ze miedzy dzisiejszym startem a meta jest tylko jedna literka roznicy musze przejsc 35 km gorek i dolkow. Ale od pewnego czasu przestaja mnie trapic kontuzje, tak jakbym te probe przeszedl. Idzie sie tylko jakby ciezej, no ale to chyba naturalne. Piekne okolice jednak znakomicie mi osladzaja wszystkie niegodnosci, ktorych z drugiej strony naprawde jest niewiele. Chociazby taka pogoda. Wszyscy pisza ze maj jest w tych rejonach, a dla mnie byl bardzo dobry. Padalo jakies 2,5 dnia i to tez nie ciagle, ale troche z rana. To byly pierwsze dni. A potem czas upalnie, czasem mgliscie, ale bez kropli deszczu.
Kiedy wieczorem zmeczony gotuje sobie kolacje w schronisku podchodzi do mnie jakis mezczyzna i mowi
- Ty podobno jestes z Polski - trzeba dodac ze mowi to po polsku( z lekkim akcentem amerykanskim)
No i tak poznaje Jarka. Mieszka w Nowym Yorku. Pol Polak, pol Niemiec, wyznawca mysli z tytulu notki i wielu podobnych m.in. ze w zyciu trzeba wszystkiego sprobowac, by potem nie zalowac itp... Mimo przyjaznej rozmowy, jednak troche mnie to meczy. Trudno znalezc miedzy nami wspolny punkt, oprocz jezyka. No ale chcialem polskiego to mam. A tym samym sie przekonuje, ze czasem latwiej sie porozumiec nie majac wspolnyuch korzeni...

Dzien 23, Tapia - Gontan, w glab ladu, w glab siebie...

Po minieciu Ribadeo, skrecam juz w kierunku Santiago. Dzis gory daja sie niezle we znaki, kiedy po kilku tygodniach wedrowki trzeba pokonac kilka stromych podejsc. Ale jest pieknie. Choc widze po sobie ze ide coraz wolniej. I w tym wypadku nie jest to oznaka zmeczenia. Chyba chodzi raczej o podswiadome wydluzanie czasu camino....
W Galicji slupki z drogowskazami maja takze zapisana odleglosc jaka pozostaje do konca. Przy schronisku w Gontan widnieje 170. Jutro postaram sie pomniejszyc te odleglosc o kolejne 32 kilometry. Zobaczymy. A dzis znow mysle o tym Westerplatte. Wydaje mi sie ze swiadomosc tego ze sa rzeczy z ktorymi bedziemy sie zmagac cale zycie, nie musi byc usprawiedliwieniem, ale moze stac sie nadzieja. Nadzieja ze nawet jesli efekt nie zawsze jest zadowalajacy to przeciez wazne jest to, ze walczymy do konca...

środa, 2 czerwca 2010

Dzien 22, Pinera - Tapia, czyli pozeganie z morzem...

Koncza sie etapy w Asturii. Jutro wkraczam do Galicji, tam gdzie rowniez znajduje sie Santiago de Compostella. Skrecamy w glab kraju, wiecej gor przede mna. A dzis jakby na pozegnanie. Prawie caly etap wzdluz skarpy, a w dole dzikie morze. I schronisko tez na samiutkiej skarpie...Piekny prezent na pozegnanie...
Czuje jakby coraz wieksze podekscytowanie, ale wiem, ze wlasnie teraz potrzeba mi ciszy...
Dzis, po raz kolejny, przekonuje sie o tym, ze milczenie jest zlotem, nawet w towarzystwie...
Pogoda znow upalna, dobrze, ze wiar idzie od morza. Nogi tez dobrze...
A, Bog raczy wiedziec, kiedy bede mial internet, moze dopiero w Santiago. Wiec jesli by tak sie stalo to zebyscie wiedzieli, ze planuje dotrzec 9 czerwca do Monte de Gozo, 4 km przed Santiago, a 10 z samego rana do swietego Jakuba...
Wszystkiego dobrego!

Dzien 21, Cadavedo - Pinera, czyli jak przez mgle...

Od kilku dni jest bardzo mgliscie. Temperatura ok 20 stopni, bez deszczu, czyli jak na tutejsze warunki chlodnawo, ale dla mnie idealnie. Kontuzje i rany w wiekszosci wyleczone, ale teraz nie ma juz nikogo wsrod nas, kto by nie czul przynajmniej silnego zmeczenia na koniec kazdego dnia. Dzis 3 tygodnie wedrowki. Powoli dochodzi do mnie jakies pozucie zblizajacego sie konca. Moze nie smutku, bo przeciez wiem, ze jest czas na podroze, ale jest tez czas by wrocic i dalej zyc normalnym tokiem. Moze szczegolnie to, ze wracam waznym w momencie dla moich Braci, sprawia, ze nie mysle o koncu z przykroscia, ale raczej jako o nadejsciu czegos bardzo waznego i niesamowicie radosnego :)
A i jeszcze mysl :) Dzis o naiwnosci. Kiedys pisalem o tym Magdzie. A teraz sprowokowal mnie Myszkin. Naiwnoscjest wysmiewana, a dla mnie zawsze laczy sie z ogromna dobrocia. To musi byc trudne tak zyc, ale nie glupie...

Dzien 20, Soto de Luina - Cadavedo

Wczorajszy dzien byl bardzo meczacy. Prawie 40 km. Ale zdalem sobie sprawe, ze do konca zostalo tylko 250 km. Prawie 600 za mna. Czyli jeszcze tylko tyle co do Czestochowy w dwie strony :) Ostatnie 10 dni przede mna, w zasadzie 9 dni chodzenia. Ale oczywiscie podsumowania jeszcze nie bedzie :)
Dzis etap krotki. Postanowilem dojsc jak najszybciej, tak bym mogl pozwolic odpoczac moim nogom. Coudowna plaze dzis widzialem. Kamienista, pomiedzy gestem lasem, ale najlepsze bylo to, ze totalnie dzika. Siedzialem na wysokiej skarpie. Pogoda mglista, wietrzna. Niesamowite uczucie, chcialoby sie latac. Na miejsce docieram szybko. I dobrze, bo schronisko male, tak, ze Slowacy, Peter i Jan, musza spac na podlodze.
A mysl znowi spiewna. Tym razem jednak zamieszcze link...
http://w645.wrzuta.pl/audio/5VvQn9zLZsa/tak_mnie_skrusz_-_schola_4jezus

Dzien 19, Aviles - Soto de Luina, czyli o karze smierci...

Nogi sie goja, ale dzis dluga trasa w upale. Tradycyjnie juz z kazdym kilometrem lepiej. Mam nadzieje, ze wszystko powoli bedzie sie goic. A z drugiej strony moze teraz bardziej widac sens jakiejs ofiary czy czegos takiego. Zabralem ze soba w podroz "Idiote" w wersji mp3 i czasem wieczorem slucham. I na podstawie wlasnie ksiecia Myszkina bedzie dzisiejsza mysl. O tym jak wazna dla czlowieka jest nadzieja. Myszkin mowi o niegodziwosci kary smierci, ale ciekawa jest argumentacja. O wiele gorszym jest zostac zabitym na podstawie prawomocnego wyroku niz podczas jakiegos napadu itp. Dlaczego? Bo smierc poprzez skazanie zabija nadzieje. Taki czlowiek wie, ze nic go nie uratuje, w przeciwienstwie do napadnietego, ktory do ostatniej chwili broni sie i walczy o zycie. Taka egzystencja bez nadziei jest wg Myszkina czyms najbardziej nieludzkim... ciekawe moim zdaniem...
Wieczorem spotykam Slowakow. Okazuje sie ze maja odlot wtedy kiedy ja wiec pewnie bedziemy sie jeszcze widywac. Szedl z nimi Polak, ale poszedl Primitivo. On tez ma wylot 11 czerwca. Kto wie, moze 10 wieczorem bedzie slowianska kolacja w Santiago? :)

Dzien 18, Gijon - Avilles, czyli historia jednego pecherza...

Jeden z moich pecherzy postanowil byc slawny i zostac bohaterem notki. No i udalo mu sie. Przez problemy z pieta nie zwracalem na to uwagi, ale teraz zaczalem wyczuwac, ze dawno powinien zniknac, a tymczasem bol narasta. I to dziwny, promieniujacy na cala noge. Takze zamiast cieszyc sie z krotkiego etapu miedzy dwoma miastami, utykalem strasznie nie mogac zebrac ani jednej mysli. W koncu kiedy przeszedlem 80 procent trasy, zatrzymalem sie i postanowilem przeprowadzic operacje. To co zdawalo sie goic po poprzednim odcisku rozcialem raz jeszcze. Okazalo sie, ze slusznie, bo w jednym miejscu zrobil sie drugi pecherz, niewidoczny przez tego poprzedniego i najprawdopobniej uciskal cos co powodowalo taki bol. Ostatnie 5 km bylo najcudowniejsze na calym camino. Tak jakbym latal. Zero bolu.Niesamowite. I tak sobie pomyslalem, ze czasem w zyciu jest tak jak z tym pecherzem. Jakas nasza czesc wymaga opieki ale sie boimy zmiany i przez to ranimy jeszcze bardziej. Trudno nam uwierzyc ze gwaltowna zmiana przyniesie ukojenie...
ktos by powiedzial, ze "do wszystkiego dorobie teologie"... ale skoro z banalnych problemow plyna niebanalne wnioski to czemu nie :)